Parlament Europejski – współtwórca unijnego prawa

European Parliament building in Strasbourg, France
European Parliament building in Strasbourg, France

Parlament Europejski to jedyna unijna instytucja, o której składzie raz na pięć lat decydują obywatele wszystkich państw członkowskich. W tym roku między 6 a 9 czerwca wspólnie wybierzemy 720 posłów. Polska reprezentacja jest piąta pod względem liczebności, więc nasz głos ma swoją moc i znaczenie.
Od samego początku integracji europejskiej Parlament Europejski był pomyślany jako miejsce, w którym nie liczy się kraj pochodzenia posłów, tylko ich poglądy. Politycy pracują zatem nie w grupach narodowych, tylko w grupach politycznych. Są one odpowiednikiem klubów parlamentarnych, które znamy choćby z polskiego Sejmu. Punktem wyjścia takiej organizacji pracy parlamentu było przekonanie, że wspólne stanowisko szybciej wypracują np. konserwatywni politycy z Holandii i Włoch niż niemiecki liberał z niemieckim socjalistą. Kiedy się obserwuje polską politykę, wydaje się, że to słuszne założenie, ponieważ trudno sobie wyobrazić, by politycy skaczący sobie do oczu na arenie krajowej byli w stanie zakopać topór wojenny i sprawnie współpracować w jednym klubie parlamentarnym w Brukseli i Strasburgu.
Parlament Europejski a parlamenty krajowe
Parlament Europejski, mimo swojej nazwy, różni się nieco od parlamentów krajowych. Po pierwsze, wynik europejskich wyborów nie decyduje o tym, kto będzie rządził w Unii przez kolejne pięć lat. Rozstrzygający głos w kwestii tego, kto stanie na czele Komisji Europejskiej, należy do Rady Europejskiej, czyli szefów rządów państw członkowskich, choć formalnie uzgodnionego tam kandydata zatwierdza PE.
Po drugie, Parlament Europejski nie ma monopolu na tworzenie unijnego prawa. Partneruje mu w tym inna instytucja: Rada Unii Europejskiej. Jakkolwiek znaczenie PE jest teraz znacznie większe niż na początku procesu integracyjnego, mówi się nawet, że instytucja ta przebyła długą drogę od decyzyjnego kopciuszka do współlegislatora, to nadal nie ma pełnej władzy ustawodawczej.
Po trzecie, w grupach politycznych w PE, inaczej niż w parlamentach krajowych, nigdy nie jest zarządzana dyscyplina głosowania. Nie ma prezesa czy przewodniczącego, który pod groźbą wyrzucenia z grupy nakazywałby europosłom, jak mają głosować w konkretnych sprawach. Uznaje się za naturalne, że czasem mają miejsce sytuacje, kiedy np. z powodu zbliżających się wyborów krajowych posłowie nie mogą zagłosować zgodnie z wypracowanym przez grupę stanowiskiem, ponieważ spotkałoby się to z krytyką ich wyborców. Nikt nie naraża ich zatem na dylematy związane z potencjalnym konfliktem lojalności. Co ciekawe, w największych grupach politycznych, czyli chadeckiej i socjalistycznej, mimo braku odgórnej dyscypliny poziom spójności głosowań jest bardzo wysoki.
Tłumaczy się to tym, że poszukiwanie konsensusu trwa na tyle długo i jest tak angażujące, że podczas głosowania i tak większość posłów z danej rodziny ideologicznej głosuje w taki sam sposób.
Kandydaci na europosłów
O tym, kto otrzyma mandat do Parlamentu Europejskiego, rozstrzygają obywatele, ale decyzja, kto wystartuje w wyborach, należy do partii politycznych. I tu strategie selekcji bywają różne. W niektórych państwach obowiązuje ścisła specjalizacja, czyli są politycy budujący swoją karierę na poziomie unijnym i tacy, którzy startują tylko w wyborach krajowych. Tak się dzieje zazwyczaj w państwach, gdzie różnica w uposażeniu między posłem krajowym a unijnym jest nieznacząca. W Polsce obserwujemy raczej mechanizm „drzwi obrotowych” – europosłem się bywa, a nominacja partii to często nagroda za dotychczasową lojalność.
Każdy głos ma znaczenie
Mimo że wybory do PE odbywają się wszędzie w tym samym czasie (między czwartkiem a niedzielą, zgodnie z tradycją wyborczą w określonym państwie), to każdy kraj ma swoją ordynację wyborczą. Wspólne jest to, że wszędzie wybory muszą być proporcjonalne. W Polsce ordynacja do Sejmu i do PE różni się zatem tylko nieznacznie, ale w tych państwach, gdzie wybory do krajowego parlamentu są większościowe, wyniki obu elekcji mogą znacząco odbiegać od siebie. Wszędzie jednak wybory europejskie traktowane są jako drugorzędne. Partie polityczne wydają na kampanię do PE mniej pieniędzy, mniejsze jest zainteresowanie mediów, a w konsekwencji niższa jest również frekwencja wyborcza. W Polsce najwyższa do tej pory była w 2019 r., ale nawet wtedy przy urnach stawiło się niespełna 46% uprawnionych do głosowania. Wcześniej było znacznie gorzej, do wyborów chadzał co czwarty, a czasem tylko co piąty Polak. Nawet w 2009 r., kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że po wyborach na czele Parlamentu Europejskiego stanie polityk z Polski, nie zmobilizowało nas to do większego udziału w święcie europejskiej demokracji. Mimo niskiej frekwencji Jerzy Buzek ważne stanowisko jednak rzeczywiście otrzymał.
Niegłosowanie w wyborach do PE jest dobrowolnym pozbawianiem się wpływu na polityczną rzeczywistość. Jako że większość prawodawstwa obowiązującego w państwach członkowskich tworzona jest na poziomie unijnym, a Parlament Europejski odgrywa w tym procesie kluczową rolę, wyniki europejskiej elekcji mają istotny wpływ na naszą codzienność.

Anna Pacześniak
Wrocław