Katowicka katedra może pomieścić 1,5-2 tyś osób. Widok pełnej Katedry może nie jest zbyt częsty, jednak kilka razy w roku zapełnia się dosyć mocno czy to małżonkami świętującymi swoje jubileusze, dziećmi pierwszokomunijnymi odbywającymi swoją pielgrzymkę, czy też członkami żywego różańca lub po prostu wiernymi przeżywającymi Wielki Tydzień i Niedzielę Zmartwychwstania lub Pasterkę.
W tegoroczne Święta Wielkanocne jednak widok był zgoła inny. Mszę Świętą celebruje Arcybiskup Katowicki, w koncelebrze kilku kapłanów, Katedra jest pusta, nie ma ani jednego wiernego. Ze względu na czas pandemii wszystkie Msze Święte i nabożeństwa odprawiane są bez udziału wiernych. Można w nich uczestniczyć jedynie za pomocą mediów.
Innym, jakże wymownym znakiem czasu pandemii było równie przejmujące nabożeństwo Papieża Franciszka o ustanie pandemii 27 marca br. Wtedy to Papież Franciszek, w strugach deszczu, przy pustym placu Św. Piotra, jedynie z kilkoma kapłanami w imieniu całego świata celebrował tą liturgię, ze specjalnym błogosławieństwem „Urbi et orbi”
Myślę, że dla wielu z nas to doświadczenie nie jest obce, chociaż różnią się kościoły, kapłani, to jednak doświadczenie jest to samo.
Kilka miesięcy wcześniej…
Kolejne doniesienie w mediach o nieprawidłowym zachowaniu kapłana; kolejna informacja usłyszana od sąsiadki, o niestosownym zachowaniu proboszcza; niegrzeczna uwaga innego księdza pod naszym adresem i… rozpoczyna się wśród osób świeckich burza pretensji, oskarżeń, negatywnych emocji pod adresem księży i Kościoła. Jedna z osób w emocjach wypowiada słowa: „Oni dopiero jak zobaczą puste kościoły, to coś do nich dotrze…”.
Także z druga strona nie szczędzi słów krytyki… wystarczy nieprzychylna uwaga, sugestia zmian, propozycja działań nie po myśli kapłana i także w tym wypadku nierzadko rosną emocje, wypowiadane są jakże bolesne słowa: „Jak wam się nie podoba, to nie musicie wcale przychodzić do Kościoła…”.
W jednym i drugim wypadku od razu przychodzi skojarzenie, używane zazwyczaj w żartach: „uważaj jakie życzenia wypowiadasz, bo mogą się spełnić…”. Niestety dzisiaj zdania wypowiadane kiedyś w emocjach stają się rzeczywistością.
Na szczęście kościoły opustoszały jedynie na czas pandemii, ufamy, że za kilka tygodni, a może dni wszystko wróci do swojego normalnego trybu.
Dzisiaj…
Mając już za sobą doświadczenie nas świeckich, Świąt Wielkanocnych bez możliwości przystąpienia do spowiedzi sakramentalnej, bez wspólnotowej radości Zmartwychwstania, bez sakramentalnej Komunii nieco inaczej podchodzimy do kapłanów i do wspólnoty Kościoła. Doświadczyliśmy tego, że kapłani są nam potrzebni, że nadszedł czas modlitwy za kapłanów, o nowe powołania kapłańskie, zakonne misyjne. Jest to czas zmiany naszej mentalności z tej, że w Polsce przecież zawsze będą kapłani, że zawsze będzie Msza Święta. Dzisiaj widzimy już nieco wyraźniej, że jest to dar. Cenny dar, który trzeba pielęgnować i troszczyć się, o to, żeby nam go nigdy nie zabrakło. Zobaczyliśmy, że jako świeccy radzimy sobie w wielu dziedzinach życia, także we wspólnocie Kościoła, że jesteśmy w stanie brać odpowiedzialność za różne przestrzenie życia kościelnego, ale w przestrzeni sakramentalnej, nie damy sobie rady sami, bez księży.
Ale także doświadczenie kapłanów, sprawowania liturgii Wielkiego Tygodnia, Niedzieli Zmartwychwstania czy też radosnego okresu wielkanocnego bez udziału wiernych nie jest proste. Wielu kapłanów dzieliło się doświadczeniem, jak głos zaciskał się w gardle przy wypowiadaniu słów: „Chrystus Zmartwychwstał”, gdy zamiast gromkiego i radosnego „Prawdziwie Zmartwychwstał” odpowiadała cisza pustych kościołów. Dzisiaj słyszymy jakże troskliwe zainteresowanie życiem świeckich. W wielu na nowo budzi się entuzjazm wychodzenia z Dobrą Nowiną do świata, by już nigdy nie zabrakło wiernych w kościołach.
To, do czego przywykliśmy, co stało się powszechne, może zbyt oczywiste, przez doświadczenie pustych kościołów jest na nowo odkrywane, budzi się w naszych sercach z nową mocą, z nowym zapałem, by głosić światu, że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał, by troszczyć się o to, by to orędzie było przekazywane kolejnym pokoleniom.
Nie o nas tu chodzi…
I chyba najważniejsze doświadczenie tego czasu: nie o nas w Kościele chodzi. To nie my jesteśmy najważniejsi, to nie wokół nas powinno się wszystko kręcić. Sercem i duszą Kościoła jest Pan Bóg.
Może właśnie sprowadzona do minimum otoczka Świąt, może głód Pana Jezusa Eucharystycznego, tęsknota za wspólnotą pokazał nam, że tu chodzi o żywą relację z Panem Bogiem, o doświadczanie Go w sakramentach, w Słowie Bożym i codziennym życiu.
Chodzi o Jego obecność w naszej codzienności: w Kościołach domowych gromadzących się na wspólnej modlitwie, w trosce o drugiego człowieka, we wzajemnej życzliwości, ale też o Jego obecność w naszej bezradności, gdy doświadczamy tego, że już nic nie możemy, ale On może wszystko.
Ewa Porada