W życiu społecznym, działając w instytucjach czy stowarzyszeniach, balansujemy często na krawędzi kompetencji.
W którym momencie wyższy szczebel hierarchii może ingerować w zadania realizowane na szczeblu niższym? Jakie są w tym zakresie kompetencje władzy? Gdzie zaczyna się, a gdzie kończy funkcja państwa?
Kościół odpowiada na te pytania w ramach swojej nauki społecznej, wyznaczając miast stałej granicy płynną zasadę – subsydiarności, zwaną też zasadą pomocniczości.
Oczywiście subsydiarność, jak i wszystkie zasady społeczne postulowane przez Kościół, należy rozumieć w szerszym kontekście tworzenia społeczeństwa, o którym wiemy, że nigdy nie będzie doskonałe. Niedoskonałość ta wynika z przeróżnych ułomności, które z pojedynczego człowieka przechodzą z różną siłą na społeczeństwo, w którym żyje.
Nie mamy innego społeczeństwa niż to, które tworzymy, a widząc własne codzienne słabości, możemy sobie wyobrazić niedoskonałość współbudowanej przez nas struktury.
Kościół, zdając sobie sprawę, że człowiek jest istotą społeczną, a działając we wspólnocie, staje się silniejszy, nie zwodzi zarazem nikogo co do słabości społeczeństw. Nie proponuje więc recepty, w jaki sposób uczynić społeczeństwo doskonałym, daje raczej wskazówki, jak niwelować skutki tej naszej niedoskonałości. Subsydiarność jest jedną z takich właśnie wskazówek-zasad. Opiera się w głównej mierze na pojęciu „odpowiedzialności”, które powinno regulować wszelkie interwencje władz w życiu społecznym. Odpowiedzialność w tym wypadku spoczywa na przynajmniej dwóch instytucjach – tej, która pomocy może potrzebować, i (w większej mierze) tej, która jest władna pomocy udzielić.
Stąd pomocniczość opisywana przez katolicką naukę społeczną zakłada pełną odrębność i niezależność każdego człowieka i instytucji (stowarzyszeń), które w przestrzeni politycznej zbudował i którym pozwolił na reprezentowanie siebie. Oznacza to, że instytucja nadrzędna (w skali państwa np. władza centralna nad władzą lokalną) nie powinna narzucać się z pomocą czy wyręczać niżej stojącej instytucji w sprawach, w których ta sobie radzi.
Nie powinna też odbierać kompetencji, które są sprawnie realizowane, a jeśli już musi w nie zaingerować, to raczej na sygnał tego, kto pomocy potrzebuje.
Oczywiście zdarzają się sytuacje, gdy trzeba ingerować dla dobra społeczności nawet wbrew wybranej lokalnie władzy, jeśli ta, nie radząc sobie z problemem, uporczywie i ze szkodą dla ludzi nie chce pomocy przyjąć, są to jednak raczej wyjątki i powinny być szeroko konsultowane, mogą się bowiem wiązać z użyciem siły.
Ta pierwsza część opisu subsydiarności jest raczej prosta i zrozumiała. Nie może być jednak skutecznie stosowana, jeśli pominiemy jeszcze dwa ważne elementy ją konstytuujące. Mówią one o czymś, o czym władzy zapomnieć łatwo, a mianowicie o mechanizmach samoograniczania interwencyjnej pomocy. Pierwszy element podkreśla, że pomoc powinna być tak prowadzona, by jak najszybciej umożliwić potrzebującemu powrót do samodzielności. Oznacza to, że władza wyższego szczebla nie powinna zawłaszczać sobie obszarów, w których interweniuje.
Raczej, gdy tylko jest to możliwe, musi oddać kontrolę nad nimi pierwotnemu zarządcy, a jeśli to niemożliwe, znaleźć lub przyuczyć jego następców. Druga reguła zastrzega, że udzielająca pomocy instytucja winna zwrócić uwagę, by nie wyręczać tego, któremu pomaga, w kwestiach, w których ten wciąż sobie radzi. Zapomnienie o tych „samoograniczających” elementach może doprowadzić najpierw do upośledzenia grup społecznych (w różnej skali), które wyzbędą się zdolności do radzenia sobie w konkretnej sytuacji (skrajnie także w samostanowieniu), a dodatkowo sprawić, że pozbędą się również poczucia odpowiedzialności za zadania realizowane przez interweniującą instytucję i uzależnią się od jej pomocy.
Zasada pomocniczości przedstawiana jest najczęściej jako regulator zachowań w relacjach międzyinstytucjonalnych.
Tymczasem podobnie powinna ona działać w naszych parafiach czy w rodzinach, tak aby świadczyć bliskim pomoc, nie niszcząc ich własnej zaradności lub też nie odbierając im szansy na rozwój własnych talentów.
RADOSŁAW MICHALSKI
Wrocław – Florencja
źródło NŻ 11/2017
Dodaj komentarz